- przez Testimo_Admin
Högni Egilsson, znany z grup GusGus i Hjaltalín, odwiedził Polskę dając kilka solowych występów. 5kilo kultury miało przyjemność uczestniczyć w dwóch z nich. Dzięki temu możemy zaprezentować wam relację z koncertu artysty w katowickiej KlubGalerii SARP oraz zdjęcia z krakowskiego Klubu Alchemia, na którym muzyk supportowany był przez rodzimy Further Away.
Wybierając się na koncert Högniego Egilssona nastawiony byłem na spotkanie z muzyką człowieka, którego twórczość zdeterminowana jest przez miejsce, z którego pochodzi. Islandia swoimi okolicznościami przyrody, historią i sytuacją (czy raczej atmosferą) społeczną wywiera ogromny wpływ na artystów, którzy pochodzą z tego pięknego kraju. Trochę tak jak w przypadku muzyków afrykańskich — te same czynniki powodują, że twórczość Tinariwen, Rokii Traore czy legendarnego Feliego Kuti jest tak unikatowa. Stało się jednak inaczej. Zaopatrzony jedynie w elektroniczne pianino i mikrofon Högni udowodnił, że nie jest kolejnym ciekawym muzykiem z Islandii, ale artystą wyjątkowym z racji tego, kim jest i jaki potencjał – zarówno twórczy, jak i wykonawczy – w nim drzemie.
Egilsson nie ukrywał radości z tego, jak wiele osób pojawiło się na koncercie, mimo że nie był pochylony nad kontrolerami i mikserami w towarzystwie członków GusGus czy wspierany przez kilkuosobowy skład zespołu Hjaltalín. Uprzedził grzecznie i dowcipnie przybyłych, że fajerwerków nie będzie, ale jednocześnie żywi nadzieję, że docenią to, co chce im zaprezentować. Publiczność odpłaciła mu skupieniem, cierpliwością i żywiołową reakcją podsumowującą każdy utwór. Trudno było jednak swoją uwagę czymś rozproszyć. Muzyk cały czas nawiązywał bezpośredni kontakt wzrokowy z zebranymi, pozwalał sobie również na ciekawą gestykulację – na tyle, oczywiście, na ile umożliwiały mu to partie grane na klawiszach. Nawet jeśli kompozycje, które nie weszły do tracklist albumów GusGus i Hjaltalín, mogły wydawać się nieco zbyt ckliwe, cały czas sposób prezentacji zachęcał do wysłuchania ich w skupieniu i przeżycia z Högnim. Moje ulubione I Feel You i On the Peninsula z fatastycznej płyty Enter 4″ , jak i pozostałe utwory rozmyte jazzowym tchnieniem solowego performance’u, wciągały bez reszty. Niestety miejsce nie sprzyjało do końca tak cichym i intymnym piosenkom. Kameralny nastrój zaburzała praca baru — kruszony w szklankach do mojito lód i cichy (ale jednak) trzask kasy fiskalnej. Gdyby był to set GusGus, nie zdziwiłby mnie wykorzystany przez artystę mikser, ale już mikser mielący gdzieś w tle składniki koktajlu przy tak poruszającym koncercie zdecydowanie psuł nastrój. Mimo to nie dało się szybko wyjść z wrażenia, jak piękny wieczór zagwarantował publiczności Högni Egilsson. Jego niski głos unoszący w KluboGalerii SARP melodie piosenek ładnie współgrał z dźwiękami pianina nadającego domykającą całość specyficzną, nieco staroświecką jazzową klamrę. Sprzyjała temu również doskonała gra świateł, której nie spodziewałem się w tym małym (acz przytulnym) lokalu. Oczywiście po koncercie Egilsson z chęcią rozmawiał z każdym chętnym na wymianę kilku zdań oraz pozował do zdjęć bez najmniejszego przejawu nonszalancji i gwiazdorstwa. Jednak już na początku koncertu wiadomo było, że oto przed nami prezentuje się człowiek bez maski, szczery artysta, który chce zagrać kilku osobom kilka swoich wzruszających piosenek.
tekst: Tomasz Spiegolski, zdjęcia: Justyna Borycka
Treść z archiwalnej wersji strony, stworzona przez autora bloga.
Zupełnie nie rozumiem, jak można się z tym nie zgodzić? Zobaczcie
Jesteś moim ulubionym blogerem.
Lepiej tego ująć nie można. Przeczytajcie
Czytając takie rzeczy, aż chce się otwierać komputer